
W ostatnich dniach jest głośno o aferze z Tomaszem Adamkiem w roli głównej.
Za kulisami lotu Adama po Fame MMA
Podczas próby powrotu do Stanów Zjednoczonych, tuż po udziale w Fame MMA, Tomasz Adamek napotkał poważne przeszkody. Pomimo iż pięściarz przeszedł procedurę odprawy na warszawskim lotnisku i wszedł na pokład samolotu, nie udało mu się odlecieć. Zgodnie z jego relacją, zarzucono mu stan nietrzeźwości.
Adamek: Tak tego nie zostawię
Co ciekawe, sam 48-latek opowiedział w rozmowie z mediami, jak wyglądała sytuacja z jego strony.
– Siedziałem już w samolocie lecącym do USA. Nagle podeszła do mnie stewardesa. Usłyszałem, że jestem pijany i że nie mogę lecieć. A to kompletna bzdura. Po sobotniej walce w Gliwicach wypiłem trochę wina, rano jedno piwko i to wszystko. Jestem poobijany, mam podbite oko, więc może pomyśleli, że biłem się po pijaku. To skandal! Tak tego nie zostawię. Już dzwoniłem do prawnika – mówił Adamek w rozmowie z "Faktem".
Oficjalne stanowisko Straży Granicznej
Sytuacja nabiera innego wymiaru, gdy przyjrzymy się informacjom pochodzącym od Straży Granicznej. Z protokołów i doniesień Sport.pl wynika, że u Adamka, zaledwie dzień po jego walce, stwierdzono 1,22 promila alkoholu we krwi. Ten fakt stał się przyczyną nie tylko interwencji personelu samolotu, ale i wymusił działanie Straży Granicznej, mającej za zadanie zapewnić bezpieczeństwo wszystkich pasażerów.
W odpowiedzi na te zdarzenia, Straż Graniczna podjęła niezbędne kroki, aby zapobiec potencjalnym zagrożeniom, które mogły wynikać z zachowania Adamka. Ostatecznie, z powodu naruszenia norm bezpieczeństwa, pięściarz został poproszony o opuszczenie pokładu, a jego powrót do USA został opóźniony.
Źródło: Sport.pl/Fakt