
Były szkoleniowiec Lecha John Van Der Brom długo nie pozostawał bez pracy. Przyjął ofertę Vitesse, które było w fatalnej sytuacji finansowej i organizacyjnej. Długo tam jednak nie popracował, został zwolniony. Teraz nie ukrywa rozgoryczenia takim obrotem spraw.
Polscy kibice mogą kojarzyć jego osobę z funkcją trenera w Lechu Poznań. Dość nadmienić, że to z nim za sterami "Kolejorz" był o krok od awansu do półfinału Ligi Konferencji Europy. Gdyby nie wysoka porażka z Fiorentiną ma własnym obiekcie bardzo prawdopodobne było, że zobaczylibymy ich właśnie na tym etapie. Później niestety ekipa z Poznania się posypała i naturalnie winą za to obarczony został szkoleniowiec, który pożegnał się z klubem.
Długo nie pozostawał bez pracy, szybko przyjął ofertę holenderskiego Vitesse z którym jest emocjonalnie związany. Był tam bowiem zawodnikiem w latach 80. i 90. XX wieku, z tamtąd trafił do Ajaxu. Był to więc sentymentalny powrót do korzeni, jednak nie był prosty. Klub znajdował się, i wciąż znajduje, w ogromnych problemach. Zarówno finansowych jak i organizacyjnych, z tego względu na początku rozgrywek zostało im odebrane aż 39 punktów co właściwie z automatu powodowało ich relegację.
Gdyby nie odjęte punkty klub znajdywałby się wyżej w tabeli i najpewniej utrzymał się w Eredivisie. Nie było to jednak możliwe przy takim obciążeniu, nawet dla tak solidnego trenera. Ciężko więc zrozumieć decyzję działaczy klubu, którzy zdecydowali się na rozstanie z Van Der Bromem. Po odejściu decyzję tę bardzo żywiołowo ocenia sam zainteresowany, który uważa, że został źle potraktowany przez swój były klub:
"Nie otrzymałem żadnych argumentów i jestem strasznie zły. Tak się nie traktuje ludzi. Powiedziano mi, że zarząd podjął taką decyzję. Ale nie podano mi żadnych argumentów. Absolutnie żadnych. Nigdy ze mną nie rozmawiali. Jestem naprawdę wściekły" - wypalił trener w rozmowie z portalem gld.nl.
Szkoleniowiec dodaje również, że jego zdaniem nie zrobił nic, aby taka decyzja została podjęta. Uważa, że w klubie pracują nieodpowiedni ludzie:"Oni po prostu odsuwają na bok ikonę klubu. To boli. Ja też nigdy się nie skarżyłem. Nie muszą się o mnie martwić. Będzie dobrze, a jestem w piłce nożnej już tak długo. Ale bardzo martwię się o klub. To wszystko jest jednym wielkim spektaklem kukiełkowym" - grzmi.