Niech gówniara z paletką przestanie wygrywać, bo mnie szlag trafi. Nie od dziś wiadomo, że sukcesy polskich sportowców idą w parze z lansem. Odkąd mamy smartfony, internet i media społecznościowe, każdy chce się pochwalić swoją najlepszą fotką ze znaną osobą (politykiem, aktorem czy sportowcem). I niestety niekoniecznie wiąże się to z hobby. Tak było (sukcesy np. Adama Małysza), jest (każdy chce iść na kadrę dla Roberta Lewandowskiego) i będzie. Dlatego jedynym rozwiązaniem tego problemu, jest spadek formy lub lepsza dyspozycja dnia rywalek Igi Świątek. Wiem, że nie jest to patriotyczne, ale cóż zrobić? To już zaczyna być denerwujące dla prawdziwego kibica.
Proszę sobie wyobrazić, że w 2019 roku, kiedy Maja Chwalińska triumfowała w ITF World Tennis Tour na trybunach kortu centralnego warszawskiej Legii była garstka widzów. Pomyślą Państwo, że bilety były zbyt drogie? NIE! Wstęp na to wydarzenie był darmowy. Więc może pogoda nie dopasowała? Nic z tych rzeczy. Było słonecznie z lekkim wiaterkiem. Po prostu ludzie wtedy nie chodzili na tenis, gdyż Iga nie była numerem jeden na świecie. Teraz Świątek bije rekordy, jest od X miesięcy (ci co nie wiedzą, niech sobie poszukają ile Iga siedzi na tronie) liderką rankingu WTA, więc przyjść na korty i pochwalić się zdjęciem w mediach społecznościowych jest cool.
Problem polega na tym, że wielu ludzi na trybunach nie fascynuje się grą. Zamiast spoglądać na kort, patrzą w swoje telefony, gdyż zwyczajnie się nudzą. Ktoś powie, to było kupić bilet. I tutaj właśnie jest problem. Proszę sobie wyobrazić, że sprzedaż biletów zakończyła się po trzech minutach! Rok temu bardzo się cieszyłem, że Iga nie dotarła do finału i fanatycy tenisa byli wkurzeni. Mam nadzieję, że w tym roku będzie podobnie, czego z wielkim smutkiem życzę. Prawda jest brutalna.
Kamil Chmielewski