
Najlepsza futbolowa liga na świecie powróciła! Fani musieli czekać długie miesiące, ale w końcu obejrzeli w czwartek inaugurację nowej kampanii. Week 1 obfitował w wiele emocji, a także... niespodziewanych rezultatów. Co wydarzyło się na boiskach NFL?
Detroit Lions (1-0) 21:20 Kansas City Chiefs (0-1)
Nowy sezon rozpoczęliśmy od starcia obecnych mistrzów NFL z największą niespodzianką drugiej części zeszłego sezonu. Mecz od początku był zapowiadany jako gwarant ofensywnego widowiska, ale czy rzeczywiście taki był? Po części. Może nie był aż tak efektowny jak ostatnie spotkanie Goffa z Mahomesem (w 2018 roku), gdy padł rekordowy wynik 54:51, ale wciąż był ciekawy. Chiefs przystąpili do tego starcia bez dwóch z trzech najlepszych zawodników. Travis Kelce kilka dni wcześniej doznał na treningu przeprostu kolana i pomimo tego, że chciał bardzo zagrać, to ostatecznie organizacja nie dała mu zielonego światła. Natomiast lider defensywy Chris Jones wciąż miał tzw. holdout i próbował wywalczyć sobie nowy kontrakt. Oba te ogniwa Kansas raczej powinny już zagrać w kolejnym meczu z Jaguars, gdyż Jones doszedł do porozumienia z klubem w sprawie nowej rocznej umowy, a uraz Travisa z dnia na dzień się goi.
Co do meczu to oglądaliśmy wyrównane starcie. Ostatecznie to przyłożenie RB Davida Montgomery'ego zdecydowało o zwycięstwie przyjezdnych. Bardzo słabo spisał się korpus receiverów Chiefs - na czele z Kadariusem Toneyem i Skyy Moorem. Przede wszystkim fala krytyki wylała się na tego pierwszego, który zaliczył aż trzy dropy. Były skrzydłowy Giants miał -2.19 EPAPerTar (oczekiwane zdobyte punkty na target). To oznacza, że na każde trzy podania do Kadariusa drużyna przeciwna zdobywała przyłożenie, co jest naprawdę brutalną statystyką. Ale oczywiście defensywa też nie ustrzegła się od błędów, podobnie jak i sam świetny HC Andy Reid, który miał kilka dziwnych play calli. Lions natomiast wykorzystali błędy przeciwników i to właśnie po jednym z nich przechwycili piłkę, zdobywając chwilę później przyłożenie. Z wielką przyjemnością oglądało się kilku młodych graczy ekipy Dana Campbella. RB Jahmyr Gibbs, DE Aidan Hutchinson czy DB Brian Branch. To są tylko niektóre z nazwisk, dla których warto będzie oglądać w tym sezonie ekscytujących Lions.
Jacksonville Jaguars (1-0) 31:21 Indianapolis Colts (0-1)
Ten mecz mnie zaskoczył, gdyż nie spodziewałem się, że będzie on tak bliski. Ba, Colts mieli realne szanse na zwycięstwo i może nawet by się tak stało, gdyby grała ich gwiazda RB Jonathan Taylor. Dlaczego? Indianapolis było fatalne w akcjach biegowych i po prostu brakowało im jakiejś kolejnej ofensywnej broni. Nie licząc QB Anthony'ego Richardsona, to biegacze Colts zebrali łącznie 25 jardów w 16 próbach biegowych. Na domiar złego Deon Jackson miał dwa fumble. Na chwilę obecną mają najgorszy w lidze wynik -0,67 EPA na bieg. Tragedia.
Richardson może być zadowolony, bo zaliczył udany debiut. Oczywiście zdarzały mu się błędy, jak na debiutanta przystało, w tym i kluczowa strata w 4Q, ale na tle innych czołowych rookasów na tej pozycji pokazał się z fajnej strony. Muszę przyznać, że trochę mnie zaskoczył, bo mówiono o nim, że oczywiście ma spory potencjał, ale jest jeszcze 'surowym' zawodnikiem, a w tym spotkaniu na takowego nie wyglądał. Dlatego też zdziwił mnie w grze podaniowej, w której miał 24/37 celnych podań, 223 jardy i 1 przyłożenie. Do tego wybiegał 40 jardów i również dołożył przyłożenie.
Jaguars momentami wyglądali jeszcze ospale, ale ostatecznie i tak zasłużenie wygrali. QB Trevor Lawrence wszedł w swój trzeci sezon i oczekiwania rosną. Poprzednią kampanię miał znacznie lepszą od swojej debiutanckiej, więc jest to, jak najbardziej zrozumiałe, tym bardziej że część rozgrywających właśnie w swoich trzecich sezonach robi największe postępy. W starciu z Colts popisał się łącznie 262 jardami i 2 przyłożeniami, a to wszystko na 75% skuteczności podań. Klasycznie swoje dołożył RB Travis Etienne gromadząc łącznie 104 jardy i 1 przyłożenie. Na wyróżnienie zasługuje także powracający po dwóch latach nieobecności skrzydłowy Calvin Ridley (101 yds, 8 rec, 1 TD), który z miejsca stał się WR1 dla Lawrence'a.
Houston Texans (0-1) 9:25 Baltimore Ravens (1-0)
Mam mieszane odczucia co do Texans. Ofensywnie wyglądali oni słabo. CJ Stroud podawał aż 44 razy, ale nie przyniosło to żadnych efektów. Mieli bardzo mało prób biegowych, bo zaledwie 23, a jardów w tym aspekcie gry najwięcej, choć wciąż mało, zgromadził Dameon Pierce (38 yds). Za to w defensywie było już widać kilka naprawdę fajnych momentów. Nowy HC DeMeco Ryans to trener defensywny (były DC 49ers), więc nie powinno to dziwić. Ale już w pierwszym meczu przeniósł do Houston swoje charakterystyczne elementy znane z San Francisco. Obrona Ryansa cechuje się przede wszystkim agresywnością, szybkim graniem, blitzowaniem czy tworzeniem przechwytów. I było to widać. Na tyle, że Ravens mieli negatywne EPA na dropback i success rate wynoszący zaledwie 39%, a sackowali go w 15% zagrań. Naprawdę świetne liczby. Na wyróżnienie zasługuje zwłaszcza debiutant DE Will Anderson Jr. (1 sack, 1 TFL, 5 presji, 5 defensive stops). Jeśli dalej będzie tak grać, to będzie bardzo poważnym kandydatem do nagrody Defensive Rookie of the Year.
Ravens skupili się natomiast na grze biegowej, która zapewniła im wszystkie 3 przyłożenia w tym spotkaniu. Szczególnie ciekawa jest sytuacja RB Justice'a Halla, który miał 8 prób biegowych, ale tylko na 9 jardów. Tyle że... zdobył on dwa przyłożenia. To się nazywa skuteczność! Bardzo fajny mecz zagrał pierwszorundowy debiutant WR Zay Flowers (78 yds, 9 rec). Może skrzydłowi nie zdobyli jeszcze przyłożenia, ale fakt jest taki, że w końcu Lamar ma porządne bronie ofensywne w postaci Zaya i Odella Beckhama. Niestety drużyna z Baltimore zakończyła ten mecz z kilkoma poważnymi kontuzjami: J.K. Dobbinsa (zerwany Achilles, koniec sezonu), Marcusa Williamsa (wypada na dłuższy czas), Ronniego Stanleya (skręcenie kolana, out na kilka tygodni) i Tylera Linderbauma (skręcenie kostki, wypada na kilka tygodni).
San Francisco 49ers (1-0) 30:7 Pittsburgh Steelers (0-1)
Totalna dominacja. Inaczej nie można opisać tego meczu. Steelers zostali przeżuci i wypluci. Chyba moją ulubioną statystyką z Week 1 jest ta sprzed końcówki drugiej kwarty, gdy pokazano liczbę jardów 49ers (199) i Steelers (1). Dopiero właśnie pod koniec tej kwarty QB Kenny Pickett (31/46, 232 yds, 1 TD, 2 INT) poprowadził swoją drużynę nie tylko do pierwszej próby, ale także i nawet do przyłożenia, które były jedynymi punktami dla nich w tym starciu. Defensywa 49ers była po prostu przepiękna i aż ciężko mi tutaj kogoś wyróżnić, bo kilku graczy przyczyniło się do wspólnego wysiłku. Ofensywa natomiast dołożyła swoje. Fantastyczny jak zawsze (gdy jest zdrowy) RB Christian McCaffrey zdobył łącznie 169 jardów i 1 przyłożenie (i to jeszcze jakie!), natomiast WR Brandon Aiyuk ośmiokrotnie łapał piłkę, ale na aż 129 jardów! A to wszystko było dyrygowane przez drugoroczniaka QB Brocka Purdy'ego (19/29 celnych podań, 220 yds, 2 TD), po którym nie widać śladów ostatniej poważnej kontuzji.
49ers są naprawdę mocni, a Steelers... no cóż. Nie dość, że przedsezonowe oczekiwania zostały szybko zweryfikowane, to jeszcze okazało się, że dwóch ważnych zawodników wypadnie na co najmniej kilka tygodni. DT Cam Heyward doznał kontuzji pachwiny, a WR Deontae Johnson urazu ścięgna udowego.
Tampa Bay Buccaneers (1-0) 20:17 Minnesota Vikings (0-1)
To z pewnością jeden z najbardziej zaskakujących rezultatów w Week 1. Tampe po zakończeniu kariery legendarnego QB Toma Brady'ego i zdobyciu historycznego Super Bowl czeka kilka lat przebudowy. Teoretycznie powinni być oni jednym z faworytów do czołowych wyborów w pierwszej rundzie przyszłorocznego draftu, ale praktycznie... no właśnie. W tym sezonie rozgrywaniem zajmuje się Baker Mayfield, który jest niespełnionym talentem, chcącym jednak udowodnić, że zasługuje na bycie QB1. Zobaczymy, jak będzie dalej, ale debiut miał naprawdę udany. Popisał się on 173 jardami podaniowymi i 2 przyłożeniami, a to wszystko bez ani jednej straty, co jest powszechnym problemem u tego gracza. Bucs wciąż mają w składzie kilku naprawdę dobrych weteranów i wraz z walczącym o pozycję w lidzę Mayfieldem mogą oni sprawić jeszcze nieraz niespodziankę.
Vikings jak to Vikings. Cousins nieźle się narzucał, bo miał aż 33/44 podań, 344 jardy podaniowe i 2 przyłożenia, ale nie obyło się standardowo bez strat. Tym razem aż trzech, w tym przechwytu w redzone. Minnesota w zeszłym sezonie była bardzo dziwną drużyną, ponieważ ich końcowy bilans był dość mylący, choć trzeba im przyznać, że końcówki meczów to oni potrafił zamykać. Ale potem szybko nadeszła weryfikacja i Vikings zakończyli play-offy na pierwszym spotkaniu. Teraz Cousinsowi został tylko rok na kontrakcie, więc może to być ostatnia szansa z tym solidnym rozgrywającym na osiągnięcie jakichkolwiek wyników. W końcu jedna z największych gwiazd ligi WR Justin Jefferson (9 rec, 150 yds) może się w końcu zniecierpliwić...
Arizona Cardinals (0-1) 16:20 Washinghton Commanders (1-0)
To był prawdziwy mecz dla koneserów. Coś w stylu memicznego piłkarskiego starcia Górnika Łęczna z Podbeskidziem. W końcu mówimy tu o dwóch drużynach, które są mocnymi kandydatami do najwyższego wyboru w drafcie 2024. Arizona nawet nie kryje się z tym, że tankuje. Ponadto nadal ich QB1 Kyler Murray leczy kontuzję i nie zagra przez co najmniej trzy tygodnie, choć pewnie będzie to jeszcze więcej, patrząc na to, że Cards nie śpieszy się z wygrywaniem. Pod jego nieobecność podstawowym rozgrywającym jest Joshua Dobbs, który jednak miał dość przeciętny, żeby nie powiedzieć, że słaby mecz. Zebrał 132 jardy podaniowe i 2 fumble przy ani jednym przyłożeniu. Mimo tego HC Jonathan Gannon zapowiedział już, że Dobbs będzie starterem także i w Week 2 przeciwko Giants. Ale daję mu tak z max kilka meczów aż swoją szansę dostanie QB Clayton Tune (wybrany w piątej rundzie w tegorocznym drafcie).
Natomiast Comanders rozpoczęli nową erę! Erę długo wyczekiwaną, bo w końcu z organizacją pożegnał się znienawidzony Dan Snyder, który śmiało mógłby kandydować do roli jednego z najgorszych właścicieli w historii tej ligi. Drużyna z Waszyngtonu po trzech kwartach przegrywała ten 'arcyciekawy' pojedynek, ale już tak bez żartów zagrali bardzo dobrą ostatnią kwartę, która zdecydowała o zwycięstwie. Dwa fumble Cardinals zamieniły się w 10 punktów, a Sam Howell (19/31, 213 yds) zdobył swoje drugie przyłożenie w karierze. Po meczu HC Ron Rivera wręczył na pamiątkę piłkę meczową nowemu właścicielowi Joshowi Harrisowi, który będzie miał ciężkie zadanie, aby posprzątać ten cały bajzel w Commanders.
Tennessee Titans (0-1) 15:16 New Orleans Saints (1-0)
Ten mecz także był starciem dla koneserów, ale defensyw. To właśnie ten element jest najlepszy wśród tych dwóch drużyn, więc nie mogliśmy spodziewać się tutaj nie wiadomo, jakiej ilości punktów. Przez to mecz stał się pojedynkiem kickerów. Obaj spisali się bezbłędnie. Nick Folk z Titans miał 5/5 FG, a Blake Grupe 3/3 FG i 1/1 XP. Jedyne przyłożenie w tym meczu nadeszło pod koniec trzeciej kwarty, kiedy to debiutujący w barwach Saints QB Derek Carr (23/33, 309 yds, 1 TD, 1 INT) podał do WR Rashida Shaheeda. W końcu Saints mają solidnego rozgrywającego, który może zapewnić pewną stabilność. Standardowo wielkie brawa dla CB Marsona Lattimore'a, który rządził i dzielił w obronie, wyłączając z gry nowy nabytek Titans WR DeAndre Hopkinsa. Ale oczywiście cała obrona spisała się na medal.
Na medal natomiast nie spisał się QB Ryan Tannehill, który zagrał absolutnie fatalnie. Zaledwie 47% skuteczności podań i aż 3 INT-y. Bez przyłożenia. A to spowodowało, że 35-latek zakończył mecz z koszmarnym 28.8 QB ratingiem. Jeśli dalej będzie tak grać, to wybrany w tym drafcie Will Levis szybko dostanie szansę. Złego słowa nie można powiedzieć na obronę Titans, która w swoim stylu sprawiała sporo problemów przeciwnikom. Ciągle generowali presję i nie dawali żyć Carrowi. Denico Autry, Jeffery Simmons i Arden Key mieli łącznie 4 sacki.
Cincinnati Bengals (0-1) 3:24 Cleveland Browns (1-0)
To był najgorszy mecz w karierze Joe Burrowa (14/31, 82 yds, 0 TD). A to wszystko po tym, gdy w czwartek stał się najlepiej opłacanym zawodnikiem w historii NFL. Oczywiście to nie są powody do paniki. Z Burrowem będzie wszystko w porządku. Dopiero na kilka dni przed meczem wrócił do pełni treningów po kontuzji, która wykluczyła go na kilka tygodni z przygotowań na obozie treningowym. Wydaje mi się, że ten uraz nie jest jeszcze całkowicie wyleczony, co potwierdzałby fatalny game plan Bengals na to spotkanie. Opierali się oni na tym, że Burrow po prostu musiał utrzymać się w kieszeni, a potem błyskawicznie podawać piłkę. Ben Solak z 'The Ringer' słusznie zauważa, że polegało to głównie na swingsach i screenach dla Joe Mixona, RPO quick-breakerach do Chase'a i piłkach 50/50 do Higginsa. To game plan odpowiedni dla takiego Sama Howella czy Gardnera Minshew, a nie Burrowa. Ale w taki sposób być może Bengals chcieli chronić swoją gwiazdę i zminimalizować ryzyko pogłębienia kontuzji.
Na słabą dyspozycję Burrowa wpływ miała także deszczowa pogoda, z którą problemy miał również QB Browns Deshaun Watson (16/29, 199 yds, 2 TD, 1 INT, 1 FUM). Niektóre z podań były naprawdę niedokładne, a perełką jest podanie, po którym piłka została przechwycona przez Daxa Hilla. Ale akurat to idzie na konto pogody. Co prawda Watson jest daleko od swojej najlepszej formy, ale tutaj to raczej kwestia wyślizgnięcia się piłki z ręki. QB Bengals nie tylko musiał walczyć ze swoim urazem, zmienionym stylem gry i pogodą, ale też i z bardzo dobrą defensywą Browns prowadzoną przez nowego DC Jima Schwartza. Dotyczy to zarówno linii defensywnej jak i secondary. Niestety bardzo złą wiadomością dla Cleveland jest to, że ich podstawowy OT Jack Conklin zerwał zerwał więzadło krżyżowe przednie i więzadło poboczne piszczelowe. Oczywiście nie zagra już w tym sezonie.
Carolina Panthers (0-1) 10:24 Atlanta Falcons (1-0)
To nie był udany debiut #1 tegorocznego draftu. QB Bryce Young (20/38, 146 yds, 1 TD, 2 INT, 1 FUM) zagrał dość słaby mecz. Ale to nic dziwnego. Bryce, jak i inni debiutanci na tej pozycji, będą potrzebowali trochę czasu na obeznanie się z realiami NFL. A sami Panthers ogólnie zagrali słaby mecz i zasłużenie przegrali z lepiej dysponowanymi Falcons. Największe wrażenie zrobił na mnie ich nowy nabytek S Jessie Bates III, który miał 2 przechwyty, 1 wymuszone famble i przy tym nie pozwolił na ani jedno złapanie piłki przez przeciwnika. Bardzo poważny kandydat do wygrania nagrody najlepszego obrońcy tego tygodnia. Swoje pierwsze przyłożenie w NFL zdobył za to wysoko wybrany w drafcie RB Bijan Robinson (56 rushing yds przy 10 car, 27 yds receing przy 6 rec)! I to nie wcale poprzez bieg, ale łapiąc podanie od QB Desmonda Riddera. Bijan przy tej pokazał swoje umiejętności, niszcząc trzech defensorów Panter.
Miami Dolphins (1-0) 36:34 Los Angeles Chargers (0-1)
Ależ ten mecz był przepiękny! Spotkanie kolejki. Takie ofensywne pojedynki chcielibyśmy oglądać cały czas. Łącznie aż 8 przyłożeń. A połączenie pomiędzy QB Tuą Tagovailoą a gwiazdą WR Tyreekiem Hillem (215 yds, 11 rec, 2 TD) było genialne i co chwilę mogliśmy zachwycać się jakimiś pięknymi podaniami. W ogóle Tua zagrał jeden z najlepszych meczów w swojej karierze. Oczywiście statystyki to jedno, bo miał je świetne (28/45, 466 yds, 3 TD i 110 QB rating), ale przede wszystkim poczynił postępy w pewnych elementach gry, które u niego szwankowały. Gra znacznie lepiej pod presją. W takich sytuacjach miał 5/8 celnych podań wraz z 62.5% success rate (62.5% jego zagrań wygenerowało dodatnie EPA). Gdyby porównać to z zeszłym sezonem, to byłby to jego najlepszy wynik. Ponadto Chargers tylko dwukrotnie zaliczyli QB hits. I to nie jest jedynie sprawka linii ofensywnej Dolphins. To także zasługa Tuy, który pracował nad tym w offseason. Podobnie zresztą jak z tym, że nauczył się lepiej upadać, aby zminimalizować ryzyko zrobienia sobie krzywdy, a przy tym nabrał kilogramów, co było widać. Natomiast Tyreek jak zawsze TOP i nie widzę sensu rozpisywania się o nim.
Co do Chargers to ciekawie podeszli do tego spotkania. Skupili się głównie na grze biegowej, która kontrastowała z efektowną grą podaniową Dolphins. W offseason nowym OC ekipy z Los Angeles został Kellen Moore (ex-OC Cowboys) i ciekaw jestem czy rzeczywiście będzie chciał iśc w takim kierunku, czy na razie to tylko testowanie schematów. Co by nie było, to z gry biegowej Chargers wywalczyli aż trzy przyłożenia, a prym wiedli zwłaszcza Austin Ekeler (117 yds przy 16 car) i Joshua Kelley (91 yds przy 16 car). QB Justin Herbert miał łącznie dwa przyłożenia (po 1 biegowym i podaniowym), dokładając 228 jardów w grze górą. Ogólnie dobry mecz 25-latka, choć tym razem nie wystarczyło.
Philadelphia Eagles (1-0) 25:20 New England Patriots (0-1)
Eagles co prawda wygrali ten mecz, ale było to zwycięstwo nieprzekonywujące i... dziwne. Przez mniej więcej pierwsze 1.5 kwarty Philly grało tak, jak miało grać, czyli dominowało po obu stronach boiska. Wygrywali 16:0, a Patriots byli bezradni i chcieli chyba jeszcze później niż Steelers zrobić swoją pierwszą próbę w meczu. Jednakże niespodziewanie podopieczni Belichicka zdobyli do przerwy dwa przyłożenia i do szatni schodzili z dwupunktową stratą (14:16). Eagles już do końca spotkania byli jacyś niemrawi i jedynie punktowali poprzez kopnięcia. Nie wiem, z czego to wynika, ale może po prostu spoczęli na laurach. Zobaczymy czy powtórzy się to w spotkaniu z Vikings. Nawet linia ofensywna Eagles zagrała dość słabo jak na swoje możliwości pozwalając na aż 25 presji ze strony defensorów Patriots.
Na szczególne wyróżnienie zasługuje DT Eagles Jalen Carter. Jestem dużym fanem jego talentu i niewykluczone, że to nawet najlepszy zawodnik w całym drafcie 2023 pod względem samych umiejętności i gotowości do gry w NFL. Poza boiskiem niestety trochę się pogubił, a na testach przeddraftowych nie zrobił efektu 'WOW' na skautach, co spowodowało jego spadek pod koniec pierwszej dziesiątki. Eagles 'zaryzykowali' i wzięli go z #9 wyborem, co może być bardzo fajnym stealem. Już w pierwszym spotkaniu Carter pokazał się ze świetnej strony, wyglądając na niemal nie do zablokowania jako pass-rusher, gdzie wygrał ponad 25% pojedynków, kończąc z aż ośmioma presjami i jednym sackiem. Z Patriots przyjemnie mi się oglądało zwłaszcza ich defensywę (głównie w drugiej odsłonie gry). Będą ludzie z Christiana Gonzaleza.
Los Angeles Rams (1-0) 30:13 Seattle Seahawks (0-1)
Ten wynik to też jest dla mnie niespodzianka. Rams przystępowali do tego spotkania w sporym osłabieniu. Mianowicie ich gwiazda WR Cooper Kupp nadal boryka się z urazem hamstringa i nie zagra na pewno do co najmniej Week 4. Ogólnie ich skład ma sporo niewiadomych i luk, co pozwala na wprowadzanie nowych młodych zawodników, mających szansę na wykazanie się w Mieście Aniołów. I to się właśnie niespodziewanie stało. Matthew Stafford (24/38, 334 yds podaniowych) co rusz tylko dorzucał piłki do młodego duetu skrzydłowych. Mowa tu o Tutu Atwellu (119 yds, 6 rec) i tegorocznym piątorundowym wyborze Puce Nakui (119 yds, 10 rec). Bardzo dobry debiut. Mimo tego Rams nie zdobyli przyłożenia z gry podaniowej, lecz wszystkie trzy z gry biegowej (Kyren Williams - 2x, Cam Akers 1x).
Seahawks natomiast zaliczyli falstart, a na domiar złego kontuzje odnieśli ważni gracze w postaci OT Charlesa Crossa i OT Abrahama Lucasa. A QB Geno Smith rzuciał na 112 jardów przeciwko obronie Rams, która pod względem nazwisk (z małymi wyjątkami takimi jak Donald) wyglądała niczym z XFL.
Green Bay Packers (1-0) 38:20 Chicago Bears (0-1)
Packers wchodzą w nową erę. Po raz pierwszy od 1992 roku ich podstawowym rozgrywającym będzie ktoś inny niż Brett Favre (1992-2007) lub Aaron Rodgers (2008-2022). QB Jordan Love stanie przed ciężkim zadaniem utrzymania w Green Bay tej długoletniej stabilności na najważniejszej pozycji. W pierwszym meczu jako pełnoprawny starter spisał się świetnie (15/27, 257 yds, 3 TD/0 INT). W Week 1 miał najlepszy QB rating (123.2) w całej lidze, a także miał trzeci najlepszy wynik pod względem średniej liczby jardów na próbę (9.1). Jestem bardzo ciekaw dalszych perypetii Love'a, jak i całych Packers, którzy mogą być naprawdę fajną drużyną do oglądania. Ta mieszanka doświadczonych weteranów z młodymi graczami jeszcze nieraz zaskoczy w tym sezonie. Nieoceniony w tym spotkaniu był RB Aaron Jones (łącznie 127 yds, 2 TD), a w obronie szaleli m.in. drugoroczniacy LB Quay Walker (genialny INT, zwróćcie tylko uwagę na poniższym filmie, jak świetnie poradził sobie z blokującym go rywalem) czy DL Devonte Wyatt (1.5 sacka). Udane debiuty zaliczyli natomiast TE Luke Musgrave i LB Lukas Van Ness.
Co do Bears to nie ma co się tutaj zbyt dużo rozpisywać. Pomimo tego, że wzmocnili się na kilku pozycjach w offseason to wciąż wyglądało to średnio. Włącznie z ich młodym QB Justinem Fieldsem (24/37, 216 yds górą, 59 yds dołem, 1 fumble). 24-latek jest jednym z najlepiej biegających rozgrywających w lidze, ale wciąż w grze podaniowej ma spore braki. Dużo o tym starciu mówi to, że Chicago zdobyło swoje pierwsze przyłożenie tuż przed końcem trzeciej kwarty, gdy Packers już kontrolowali wynik. Justin musi zrobić w tym sezonie jakąś zauważalną poprawę w tym aspekcie gry, bo inaczej Bears mogą skierować swój wzrok na kogoś innego w przyszłorocznym drafcie pełnym obiecujących QB. Mimo wszystko trzymam kciuki za tego chłopaka i mam nadzieję, że zrobi te postępy.
Las Vegas Raiders (1-0) 17:16 Denver Broncos (0-1)
QB Jimmy Garoppolo (20/26, 200 yds górą, 2 TD, 1 INT) z udanym debiutem w nowych barwach! Rozgrywający od razu znalazł nić porozumienia z innym nowym nabytkiem Raiders, czyli WR Jakobi Meyersem (81 yds przy 9 złapanych piłkach). Niestety skrzydłowy w jednym z zagrań został tak zmieciony przez safety Kareema Jacksona, że aż został objęty po meczu protokołem wstrząśnienia mózgu. Gwiazda RB Josh Jacobs na razie jeszcze zagrał mocno przeciętnie, gdyż zgromadził zaledwie 48 jardów przy 19 próbach biegowych, ale myślę, że to kwestia czasu aż przynajmniej zbliży się do tej produkcji z zeszłego sezonu. Dla Raiders była już to siódma wygrana z rzędu nad Broncos. A fun fact jest taki, że tylko ekipa z Las Vegas wygrała spośród drużyn z mocarnej dywizji AFC West.
To był taki mecz, w którym liczył się dosłownie każdy punkt, więc spore brzemię spoczywało na kickerach. A tak się składa, że K Broncos Will Lutz spudłował po jednym FG i XP. To aż cztery stracone punkty, choć nawet jeden wystarczyłby przynajmniej na dogrywkę. QB Russell Wilson miał dobrą pierwszą połowę i wydawało się, że zwycięstwo zostanie przypieczętowane w drugiej odsłonie gry, ale zamiast wrzucić jeszcze wyższy bieg, to 34-latek już nie grał tak dobrze. Pierwsze starcie w Broncos więc okazało się przegrane dla HC Seana Paytona, który rozpoczął przygodę w tej drużynie z onside kickiem. Ten świetny trener powinien poukładać tę drużynę, choć pytanie brzmi czy Russell Wilson ma jeszcze paliwo w baku?
Dallas Cowboys (1-0) 40:0 New York Giants
Ależ to był pogrom! Jak dobrze, że ten mecz był transmitowany u nas w środku nocy, bo nie nadawał się do transmisji przed 00:00. Defensywa Cowboys po prostu zmiotła z powierzchni ziemi Giants. Mieli oni 0 straconych punktów, 7 sacków (od pięciu różnych graczy), 12 QB hits (od siedmiu różnych obrońców), 2 przechwyty, 1 pick-6, 1 zablokowany FG TD i 5 wymuszonych fumble. Dominacja. 'Jesteśmy najlepszą obroną w National Football League' - powiedział po meczu Micah Parsons. Dlatego też QB Dak Prescott (13/24, 143 yds) nie musiał wiele robić, lecz skupił się na spokojnym kontrolowaniu meczu i nietraceniu piłek. Udało mu się to, bo nie miał ani jednej straty. Choć i tak posłał kilka ładnych podań, w tym do WR CeeDee Lamba (77 yds przy 4 złapanych piłkach). Wszystkie trzy ofensywne przyłożenia pochodziły z gry biegowej, a jedno z nich zdobył dobrze nam znany z polskich boisk KaVontae Turpin (ex-Panthers Wrocław). Przynajmniej na początku sezonu może pełnić większą rolę, bo z Giants nie tylko łapał podania od Daka, ale też i biegał z piłką w roli RB.
O Giants nie ma sensu się rozpisywać. To była katastrofa, o której cała drużyna musi jak najszybciej zapomnieć i skupić się na kolejnym spotkaniu w Week 2, aby szybko się odkuć. Grają z prawdopodobnie najsłabszą drużyną w lidze, czyli Cardinals, więc zwycięstwo jest obowiązkowe. A o tym spotkaniu z Cowboys niech świadczy to, że mieli średnio 2.6 jarda na próbę, co jest 14. najniższym wynikiem w sezonie zasadniczym NFL w ciągu ostatnich pięciu lat. A no i QB Daniel Jones (15/28, 104 yds górą, 43 yds dołem, 0 TD/2 INT, 2 FUM) był pod presją w 66% swoich zagrań...
Buffalo Bills (0-1) 16:22 New York Jets (1-0)
Cóż to była za dramaturgia! Godna Monday Night Football. Zacznijmy od najważniejszego: w czwartym snapie w nowych barwach QB Aaron Rodgers odniósł poważną kontuzję. 39-latek zerwał Achillesa i nie zagra już w tym sezonie. A to oznacza, że Jets muszą powrócić do grania 'potężnym' Zachem Wilsonem, choć już szukają jakiegoś weterana z wolnej agentury, który byłby backupem dla młodego rozgrywającego. Problem jest taki, że brakuje tam ciekawych nazwisk, chyba że Matt Ryan wróci do grania, ale nie oszukujmy się. To już nie jest gracz, który nawet może zapewnić solidną stabilność.
Jets wygrali ten mecz przede wszystkim obroną, ale i świetnym RB Breecem Hallem (aż 127 yds przy 10 próbach biegowych). W defensywie wielu graczy lśniło, aczkolwiek duży blask przypadał wokół braci Williamsów. LB Quincy (1 presja QB, 1 TFL, 7 defensive stops, 1 forced incompletion) i DL Quinnen (5 presji QB, 1 TFL, 3 defensive stops) byli po prostu świetni. Ale największym zwycięzcą tego spotkania został safety Jordan Whitehead, który trzykrotnie przechwycił piłkę. Gracz miał bonus w kontrakcie, że jeśli w całym sezonie zbierze 3 INT, to dostanie 250 000 dolarów. Whitehead dokonał tego w jeden mecz. Easy money. Ponadto na deser dostał nagrodę najlepszego obrońcy Week 1 w AFC.
Nie mam pojęcia, jakim cudem Bills to przegrali. Wystarczyło grać spokojnie i kontrolować spotkanie. Tak się jednak nie stało, bo cały (no, prawie cały) na niebiesko wszedł QB Josh Allen, który postanowił, że czterokrotnie straci piłkę (3 INT, 1 FUM). Dobrze, że chociaż po meczu wziął winę na siebie i swój hero ball, który pojawił się kilkukrotnie przy sytuacjach, gdzie Allen mógł po prostu łatwo zdobyć pierwszą próbę i dalej kontynuować drive. Nie, lepiej posłać daleką piłkę do zawodnika, który jest bardzo dobrze kryty. Ciekawostka: Josh Allen ma najwięcej strat (84) w całej lidze od 2018 roku, czyli odkąd dołączył do NFL. Musi w końcu nad tym popracować. A no i jeszcze ma bilans 0:5 w dogrywkach w swojej karierze.
A jeśli mowa o dogrywce, to grzechem byłoby nie wspomnieć o fantastycznej historii, jaka miała miejsce. Niewydraftowany rookie Xavier Gipson zagwarantował zwycięstwo Jets poprzez... 65-jardowy punt return zwieńczony przyłożeniem. Radość całej drużyny doskonale podsumowała dramaturgię pierwszego MNF w tym sezonie.
Co w Week 2?
Nowy tydzień rozgrywek zainaugurujemy w piątkową noc od ciekawego starcia Minnesoty Vikings z Philadelphią Eagles. Następnie w niedziele czekają nas m.in. takie starcia, jak Baltimore Ravens - Cincinnati Bengals, Kansas City Chiefs - Jacksonville Jaguars (transmisja na Polsat Sport Fight o 19:00), New York Jets - Dallas Cowboys (transmisja na Polsat Sport Fight o 22:25) czy Miami Dolphins - New England Patriots. Kolejkę zakończymy spotkaniami Saints z Panthers oraz Browns ze Steelers.