
Z sagi odnośnie sporu Ter Stegena z FC Barceloną można byłoby napisać już mały tomik. Gdy wydawało się, że wszystko przebiega już w pozytywnej atmosferze bramkarz zdecydował się znowu dać o sobie znać. I to w najbardziej perfidny możliwy sposób.
Od momentu gdy Marc Andre Ter Stegen dowiedział się, że jego miejsce między słupkami zajmie Joan Garcia a rezerwowym będzie Wojciech Szczęsny zupełnie stracił rezon. Jego zachowanie można obecnie porównać do rozwydrzonego dziecka, któremu zabrano ulubioną zabawkę. Zdecydował, że teraz jego zadaniem jest uprzykrzanie życia swojemu klubowi, któremu tyle zawdzięcza.
Najpierw odrzucał wszelkie propozycje ugody, później wszystkie oferty. Kiedy złapał kolejną kontuzję odmówił wysłania raportu medycznego, który pozwoliłby klubowi na zarejstrowanie Joana Garcii. Zrobił to dopiero po naciskach klubu i groźbach rozwiązania kontraktu z winy zawodnika. Wtedy oficjalnie przeprosił i wydawało się, że to koniec sagi z jego udziałem. Nic bardziej mylnego, teraz uderzył ze zdwojoną siłą i to w sposób niezasługujący na jakikolwiek komentarz.
Wszystko odnosi się do zaplanowanego na grudzień spotkania z Villarealem. Barcelona chciała rozegrać go w Stanach Zjednoczonych co pozwoliłoby im zdobyć trochę niezbędnych funduszy. Oczywiście większości klubów się to nie spodobało i zdecydowano się na publikację komunikatu krytykującego tę decyzję. Podpisało się pod nim większość kapitanów zespołów z LaLiga. Nie inaczej było z Ter Stegenem, którego podpis również tam widnieje.
Barcelona po początkowym ogromnym zaskoczeniu wpadła w niesamowitą furię. Klub zamierza wyciągnąć daleko idące konsekwencje. JEgo działanie to bowiem działanie na szkodę klubu, jego wizerunku i ogólnego PR i otoczki wokół. Kapitanowi nie przystoi takie zachowanie, więc można spodziewać się odważnych decyzji po stronie Dumy Katalonii. Pytaniem pozostaje co w taki sposób chce osiągnąć Ter Stegen...