
Takiej sytuacji w polskim środowisku MMA jeszcze nie było.
Klaudia Syguła, znana z dynamicznego i agresywnego stylu walki, 18 maja stanie w ringu naprzeciwko Ewy Piątkowskiej. Będą miały za zadanie zmierzyć się w trzech rundach, gdzie każda runda będzie podlegać innym zasadom: boks, K1 i MMA. To niezwykłe połączenie stawia przed zawodniczkami wyjątkowe wyzwanie adaptacyjne i taktyczne.
To starcie ma dla Syguły szczególne znaczenie, nie tylko ze względu na nietypowe zasady, ale także dlatego, że jest to jej przepustka do dalszej kariery. Występ na FAME 21 to dla niej ostatni sprawdzian przed kolejnym etapem – szansą na kontrakt z UFC.
Stawka jest większa niż kiedykolwiek
Syguła jest zdecydowana pokazać się z najlepszej strony, gdyż jej dalsza kariera zawodowa zależy od wyniku nadchodzącej walki. Przygotowania przebiegały intensywnie, a motywacja do udowodnienia swoich umiejętności jest silniejsza niż kiedykolwiek.
Zawodniczka nie ukrywa, że czuje presję, ale jest to dla niej również motywacja do jeszcze cięższej pracy.
„To dla mnie ważna walka, ponieważ jestem na finiszu przygotowań do Contender Series, gdzie będę walczyć o kontrakt z UFC”, wyjaśnia Syguła w rozmowie z reporterem "MMA Bądź na bieżąco". Dalsze plany są już wyznaczone, a dobry wynik na FAME 21 może otworzyć przed nią drzwi do największej ligi MMA na świecie.
Tym samym mieliśmy już sytuacje, gdy np. Norman Parke miał na koncie występy w UFC, a potem trafił do freak-fightów. Ale z odwrotną w przypadku Syguły i polskiego MMA możemy mieć po raz pierwszy.