
Marek Papszun przymierza się do podjęcia pracy w zagranicznym klubie.
48-letni szkoleniowiec wraz z końcem czerwca rozstał się z Rakowem Częstochowa. Przeszedł tam długą drogę - od okręgówki do poziomu ekstraklasy i wreszcie po trofea. Wszystko to skwitowane tytułem mistrza kraju.
Teraz przed trenerem nowy cel, choć na razie odpoczywa. W rozmowie dla Sport.pl wytłumaczył, czym będzie się kierować przy wyborze kolejnej posady.
- Na pewno chciałbym, żeby to był klub poukładany, z odpowiednią infrastrukturą, z dobrą organizacją i dobrze działającym procesem skautingowym. Tu liczy się przejrzystość i skuteczność. No i wiadomo: cele tego klubu i możliwości muszą iść w parze. Zdarza się przecież często, że ktoś chce zdobywać trofea, a nie ma do tego odpowiednich środków - zdradził.
Polacy mają problem
Wytłumaczył również w czym polega obecnie największy problem.
- Jako trenerzy z Polski nie istniejemy na europejskim rynku. Nie ma żadnego polskiego trenera w Europie. Ale to i tak mniej istotne od tego, że za późno zacząłem działać. Nikt mnie nie reprezentował. Dopiero po zakończonym sezonie związałem się z agentem. Ale po sezonie poważniejsze kluby mają już zrobione rozeznanie wśród trenerów. To działa podobnie jak z zawodnikami. Transfer trzeba wypracować, odpowiednio przygotować. Nie wszyscy zawodnicy są przecież wyskautowani. Niektórzy przychodzą z polecenia. Słyszy się o nich, sprawdza, dopytuje, weryfikuje i dopiero podejmuje decyzję. To się zazębia, bo gdybyśmy mieli historię trenerskich sukcesów, to ktoś, widząc moje wyniki, dałby mi szasnę. Jakimś echem te sukcesy oczywiście się odbiły, co sami pokazywaliście. To moje nazwisko gdzieś krąży, ale musi wystąpić jeszcze kilka czynników, by do tego transferu doszło. Gdybym był Serbem, Chorwatem albo Portugalczykiem, z tymi wynikami, potencjalnie ofert byłoby więcej - stwierdził.
Może się okazać, iż nowe informacje o Papszunie pojawią się całkiem znienacka.
- Tak naprawdę muszę być w gotowości przez cały czas. Już teraz byłem i dalej będę, ale nie siedzę na telefonie i nie rozmawiam codziennie z menedżerem. Czasem nie rozmawiamy ze sobą nawet dłużej niż tydzień. On ma rozeznanie, zna mnie dokładnie i powinien umieć określić, jakie mamy możliwości - w co w danej chwili nie warto wchodzić, a gdzie szukać pracy. Zdaję się też na niego - zaznaczył.
Źródło: Sport.pl